Stałam pośród drzew w Ravenscourt Park i z uśmiechem obserwowałam, jak grupy uczniów z dwóch polskich szkół wyruszają w trasę, trzymając w rękach mapy, zadania i tajemnicze koperty. Właśnie zaczęła
To nie jest praca.
To jest misja.
I to jedna z tych, które nosi się w sercu – nawet w środku nocy, nawet w kolejce po chleb, nawet w autobusie linii 295, kiedy myśli nieustannie krążą wokół dzieci, planów, spotkań, rodziców i tego wielkiego pytania: czy robimy to dobrze? Prowadzenie polskiej szkoły w Londynie to wyzwanie wielowarstwowe. I choć często pytana jestem: „Jak Ty to wszystko ogarniasz?”, prawda jest taka, że nie chodzi o ogarnianie. Chodzi o sens. Największym wyzwaniem jest znaleźć sposób, by nauczyć dzieci czegoś ważnego bez wtłaczania ich w schematy. Nasze dzieci są różne. Jedne czytają po polsku książki o Harrym Potterze, inne dopiero rozpoznają litery. Nie mamy „jednej klasy” – mamy różnorodność, z którą trzeba rozmawiać, a nie walczyć. Dlatego zdecydowałam, że w naszej szkole nie będzie podręczników. Jest za to życie, projekty, emocje, sztuka, ruch, storytelling, Minecraft i tysiąc sposobów, by zaszczepić dzieciom polskość z radością, a nie z przymusu. Dzieci polonijne żyją pomiędzy językami, domami, kodami kulturowymi. W domu mówi się po polsku, na TikToku po angielsku, w szkole państwowej zupełnie inaczej niż u nas. Naszą rolą – moją rolą – jest stworzyć przestrzeń, w której to, co „polskie”, jest powodem do dumy, nie ciężarem. Ale uwierzcie – to nie dzieje się samo. Potrzebujemy rozmów, otwartości, dialogu z rodzicami. I czasem trzeba umieć powiedzieć: hej, to jest nasza wspólna odpowiedzialność. To nie szkoła „dla rodziców”, ale z rodzicami. Często musimy od nowa budować zaufanie. Rodzice mają swoje historie, doświadczenia, obawy. Czasem przychodzą z wizją „szkoły jak w Polsce”. Ale tutaj jesteśmy w Londynie – tu uczymy inaczej, bo realia są inne. Trzeba z szacunkiem tłumaczyć, że to, co robimy, jest przemyślane i celowe. Bycie dyrektorką to czasem więcej psychologii niż zarządzania. Nie mamy dotacji jak szkoły państwowe. Nie mamy budżetu z ministerstwa. Mamy czesne, zbiórki, trochę grantów – i ogrom pracy społecznej. Każdy grosz oglądamy dwa razy. A jednocześnie chcemy, by dzieci miały piękne materiały, ciekawe wydarzenia, dobre warunki. Jak połączyć pasję z rzeczywistością finansową? Codziennie zadaję sobie to pytanie. Jesteśmy „szkołą na soboty”. Ale myślami jesteśmy w niej przez cały tydzień. Organizacja zajęć w wynajmowanych przestrzeniach, transport materiałów, planowanie wydarzeń, przygotowania do zajęć – to wszystko dzieje się poza oczami uczniów. W cieniu soboty kryje się sześć dni przygotowań. A przecież mam też inne obowiązki – pracuję zawodowo w tygodniu, opiekuję się dziećmi, ogarniam zwyczajne domowe sprawy. Kalendarz pęka w szwach, a głowa czasem też. Ale wiecie co? Nie zamieniłabym tego na nic innego. Bo choć wyzwań jest wiele – jeszcze więcej jest momentów, w których widzę sens. Gdy dziecko po raz pierwszy napisze „kocham cię, mamo” po polsku. Gdy mama mówi mi, że jej córka zaczęła opowiadać babci o polskich legendach. Gdy uczeń nieśmiało pyta: „A czy mogę być pomocnikiem pani w klasie?” – bo czuje się częścią czegoś ważnego. Gdy rodzice przychodzą z pytaniem: „Czym mogę pomóc?” To właśnie dla tych chwil warto. Dziś piszę ten tekst nie tylko jako dyrektorka. Piszę go jako mama, Polka, człowiek. Bo szkoła to nie system – to ludzie. I to właśnie Wy – dzieci, rodzice, nauczyciele – sprawiacie, że ta misja ma sens. Dziękuję, że jesteście ze mną. Z nami. Ze szkołą, która uczy życia.

Related Posts
Sadzimy drzewa, wspieramy lokalne parki! Czy wiecie, że mamy w szkole małych ogrodników, ekologów i poszukiwaczy dżdżownic w jednym? Tak! Uczniowie Polskiej Szkoły w Ravenscourt Park zrobili coś niesamowitego –
Nasza Polska Szkoła w Ravenscourt Park (Londyn) to nie tylko miejsce nauki. Wiecie, co jest najpiękniejsze w naszych sobotnich spotkaniach w zachodnim Londynie? To małe cuda, które dzieją się na